sobota, 6 grudnia 2014

Mezoterapia mikroigłowa- jeszcze metoda pielęgnacji czy już skłonności Sadomasochistyczne? :-D


Mezoterapia jest drogą (sposobem) podania związku aktywnego (w tym także leku) lub ich mieszaniny do wnętrza skóry. Jest zabiegiem profesjonalnym, który wykonać mogą odpowiednio przeszkolone i uprawnione osoby. Dzieli się na 3 podgrupy, mianowicie: bezigłową, mikroigłową (w tym roku pojawiła się także mezoterapia nanoigłowa, która od mikroigłowej różni się jedynie mniejszą średnicą i długością zastosowanych igieł) oraz igłową. W tym poście zajmiemy się oswojeniem środkowego gagatka :-).
„Mikroigłówka” brzmi dość tajemniczo, ale to tylko pozory. Polega na nakłuwaniu skóry igiełkami o długości od 0,2mm do 2,5mm (a nawet 3,5mm). Zabieg jest stosowany od ponad 10 lat, przy czym największy jego boom zaczął się jakieś dwa lata temu. Urządzenia służące do mezoterapii mikroigłowej, dzielimy na:
  • Dermarollery, których przykład zaprezentowany jest poniżej na zdjęciu (dla pewności napiszę, że to ten z lewej :-P) . 
    Ma postać wałeczka (przeważnie z tworzywa sztucznego) z rączką, w którym zatopionych jest kilkaset igiełek o konkretnej długości (nie ma tu możliwości jej regulacji), tworzących istne narzędzie tortur :-). Pionierem w tej dziedzinie była firma Environ (stworzyli i opatentowali Roll-Cit medyczny i kosmetyczny). Przez długi czas mieli wyłączność na produkcję i dystrybucję tych urządzeń. Później jednak, lawinowo pojawiły się Roll-Citt'owe kopie :-), co jednocześnie wpłynęło na zwiększenie popularności zabiegu, gdyż stał się on bardziej przystępny cenowo dla klienta, niż ten proponowany przez Environ. Występują w wersjach z różną długością igieł i szerokością wałeczka w zależności od potrzeb i miejsca zabiegowego.
  • DermaPen'y przypominają grubszy długopis. Dla ułatwienia przykładowe zdjęcie poniżej. 
  • To rączka z wbudowanym silnikiem do której montuje się jednorazowe nakładki- kartridże (mają one zatopione 9-12 igiełek). 

    Powstały później od rollerów, jednak cieszą się niegasnącym zainteresowaniem w świecie medycyny estetycznej. W przeciwieństwie do poprzedników mają regulowaną długość igiełek i szybkość nakłuć, co umożliwia zmianę parametrów w zależności od okolicy twarzy czy ciała.
Mechanizm opisywanego zabiegu polega na „zmuszeniu” skóry do pracy poprzez nakłuwanie, powodujące mikrouszkodzenia. W taki oto „banalny” sposób uruchamiany jest fizjologiczny proces autooodnowy przebiegający zgodnie z kolejnością: uszkodzenie → zapalenie → regeneracja. Umożliwia on gojenie się ran i wszelkie procesy naprawcze w organizmie. Adresatem igieł jest skóra właściwa, którą chcemy „pobudzić” do produkcji kolagenu i elastyny. Uszkodzenia powodują „zmotywowanie” fibroblastów (odpowiedzialnych za wytwarzanie powyższych białek). Zmiany te doprowadzają do poprawy jędrności i elastyczności skóry :-), czyli to, co tygryski lubią najbardziej i czego oczekują od zabiegów odmładzających :-D.
W mezoterapii mikroigłowej nie chodzi tylko o samo uszkodzenie tkanki. Jak wcześniej pisałam jest to zabieg polegający na wprowadzaniu związków aktywnych w głąb skóry. W tym przypadku wnikają one dzięki powstałym przez nakłuwanie mikrokanalikom (igła powoduje punktowe przerwanie ciągłości naskórka, zmniejszając na bardzo krótką chwilę skuteczność warstwy ochronnej skóry, a tym samym zwiększając penetrację aplikowanych substancji).
Mezoterapia mikroigłowa dzięki różnej długości igieł (w rollerach i DermaPen'ach), ma szerokie spektrum zastosowania zarówno jeżeli chodzi o rodzaj defektu, jak i lokalizację zmian (co wynika ze zróżnicowanej grubości skóry). Co za tym idzie, zabieg może obejmować zarówno twarz, szyję, dekolt jak i inne okolice ciała. Na uniwersalność zabiegu wpływa również ogrom związków aktywnych, które można wtłaczać (w postaci gotowych koktajli do mezoterapii, jak i pojedynczych składników, które łączy się w indywidualne mikstury w zależności od potrzeb).
Mezoterapia mikroigłowa dobre efekty przynosi w walce ze zmarszczkami, przebarwieniami, bliznami potrądzikowymi, rozstępami, suchością i wiotkością skóry.
Jak już pisałam, podczas zabiegu, dochodzi do miejscowego zranienia skóry, którego efektem jest silne zaczerwienienie (ja po zabiegu wyglądam jak Apacz :-D) i krwawienie. Czasami pojawia się także obrzęk i krwiaczki. Często na 2-3 dzień obserwuje się drobnopłatowe złuszczanie, co jest jak najbardziej pożądane. Nie jest to zabieg z serii milusich i relaksujących miziaków :-). Cechuje go jednak wysoka skuteczność. Z racji faktu, że niesie ze sobą dolegliwości bólowe (wszystko zależy od osobniczej wrażliwości i okolicy), wymaga użycia znieczulenia miejscowego, poprzedzającego zabieg. Szczególnie wrażliwe są nos, czoło i linia żuchwy. Jest to jednak „znośny” bodziec (zwłaszcza, że nakłucia nie trwają dłużej niż 15 min w obrębie twarzy).
Jak wszędzie jest troszkę przeciwwskazań. Głównie należą do nich zmiany dotyczące miejsca zabiegowego: znamiona (w tym też barwnikowe), choroby wirusowe (m.in. opryszczka), bakteryjne, nowotwory skóry, zranienia, stany zapalne, trądzik z ropnymi zmianami, trądzik różowaty i skóra z licznymi teleankietkazjami („popękane” naczynka), tendencje to tworzenia blizn przerostowych (tzw. keloidów) oraz uogólnione stany chorobowe przebiegające z gorączką. Jak więc można zauważyć przeciwwskazania dotyczą sytuacji, w której mogłoby poprzez nakłucia dojść do: pobudzenia metabolizmu zmian (dot. nowotworów skóry i znamion, które mogą ewoluować), „rozsiania” infekcji na większy obszar, bądź spotęgowania uszkodzenia drobnych naczyń krwionośnych.
Teraz troszkę subiektywnego porównania :-P. Przez 2 lata pracowałam na Dermaroller'ach (wielokrotnie testując także na sobie te narzędzia tortur). W późniejszym okresie zaczęłam swą „przygodę” w gabinecie z DermaPen'em i całkowicie straciłam dla niego głowę :-). Fascynacja trwa po dziś dzień (czyli ponad półtora roku). Mój faworyt minimalizuje bolesność samego zabiegu, co zawdzięczamy mniejszej ilości igieł przerywających ciągłość naskórka w danej jednostce czasu. Przy rollerach szpikulce wkłuwają się w skórę pod różnymi kątami, co nie dość, że potęguje nieprzyjemne doznania, to powoduje większe widoczne uszkodzenia skóry (które nie przekładają się na lepsze efekty). Igły DermaPen'a wbijają się prostopadle, tym samym minimalizując niepotrzebne uszkodzenia :-D. Dodatkowo ułatwia on opracowywanie nierównych powierzchni (wszelkie załamania i zagłębienia), co czyni go bardziej precyzyjnym, niż w przypadku Dermaroller'a.
Mimo zaawansowanych technologii i rozlicznych badań, nie „odkryto” lepszego sposobu na poprawę jakości i sprężystości skóry, niż poprzez aktywację jej mechanizmów naprawczych. Do tej grupy zaliczamy właśnie uszkodzenia skóry (w wersji mikro). Brzmi trochę jak zachęcanie do skłonności z zakresu Sadomaso :-), dla polepszenia wyglądu, ale jak wiadomo pozory mylą (choć słyszałam kiedyś, że najlepsze na zmarszczki są pięści męża :-P- to oczywiście żart, proszę nie próbować tego w domu :-D). 

Reasumując zabieg mezoterapii mikroigłowej nie jest przyjemny, ale naprawdę skuteczny.
Czy cel uświęca środki? Na to pytanie musicie już sami odpowiedzieć...
Na pewno stanowi świetną alternatywę dla mezoterapii igłowej, wypełniaczy, botoxu oraz inwazyjnych chirurgicznych zabiegów. Cechuje go umiarkowana bolesność i brak powikłań (np. w postaci zrostów, czy blizn jak to ma miejsce w przypadku powyższych). Mimo braku efektów natychmiastowych, znacząco wpływa na poprawę struktury naszej skóry, co zaowocuje w przyszłości.



Źródła:
biotechnologia.pl
tumbrl.com (źródło ruchomego gif-a z początku posta :-P)
equipmed.com
Martini M.C., Kosmetologia i farmakologia skóry Redakcja naukowa wydania polskiego Waldemar Placek, Wydawnictwo Lekarskie PZWL, Warszawa 2008.
Moje doświadczenia i wiedza z głowy :-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz